“Tanio to już było” to hasło niestety powoli staje się rzeczywistością.
I dotyczy to też naszego hobby jakim jest snowboard. W tym roku ceny uśredniam na podstawie kilku cenników opublikowanych już w sieci.
Ceny wzrosną o 20%. Wybierając się więc w góry za karnet całodzienny trzeba liczyć koło 150 zł, a za karnet czterogodzinny około 120 zł.
Jestem pewien, że za rok ceny dziennych karnetów zbliżą się już do 200 zł i
wtedy obecny sezon nie będzie wydawał się tak niekorzystny cenowo.
Niestety na pewno nie jest to koniec wzrostów cen. Bo te 20% nie rekompensuje wzrostów kosztów. A te poszybowały w górę dużo wyżej. Ceny prądu, gazu, paliwa, koszty pracy… gdybyśmy sumiennie
policzyli i na chwilę zamienili się miejscami z właścicielem ośrodka lub wyciągu, to zrozumielibyśmy, że 50% było by bardziej adekwatne.
Ale wiadomo, że nikt nie chce być najdroższym ośrodkiem, bo sezon
dopiero się zaczął. I wydaje się, że ograniczenia w pracy nie powinny dotyczyć wyciągów. Nic nie jest pewne na 100%. Jest to zresztą dla wielu miejsc sezon walki o życie i przetrwanie.
Cieszmy się więc możliwością jazdy, zimową aurą, póki nas na to stać.
No dobrze, to ile trzeba mieć kasy na weekendowy wypad w góry w Polsce? Myślę, że 700 zł jest kwotą minimalną jeśli nie mieszkasz blisko wyciągu.
A co za granicą?
Tutaj też mieliśmy wzrost cen, choć były one podniesione tylko o około 5%, to jednak przy naszej słabej złotówce zrobiło się z tego ponad 10%. Tygodniowy budżetowy wypad za granicę to jest na pewno kwota powyżej 3 tysięcy zł.
I tutaj też trzeba mieć nadzieję, żeby nie było jakichś dodatkowych trudności, co jak pokazała nam Austria jest niestety możliwe.
Cholerna inflacja…